Notka, iż Sejm daje klubom i kołom 0.9 sekundy na omówienie jednej senackiej poprawki do kodeksu wyborczego, przeszła bez echa. Moja duma to przetrwa, ale obawiam się, że ta cisza to dowód, iż en masse akceptujemy pozorowanie debat sejmowych oraz narzucaną przez polityków rangę spraw: ważne jest to, o czym mówią na konferencjach prasowych. Ile było ich dziś w Sejmie o Cezarym Grabarczyku? Pięć? Siedem? A jaki będzie efekt votum nieufności?
Choć macie to gdzieś, opowiem wam jeszcze jedną prawdziwą bajeczkę :) Sejm dziś debatuje (135 minut), a jutro głosuje nie tylko nad losem ministra infrastruktury - także poniekąd nad losem spółek PKP (60 minut). Myślę o rządowym projekcie ustawy wprowadzającej możliwość upadłości tychże. Rząd przysłał projekt we wrześniu. Napisał, że tak trzeba, bo dziś stan prawny zakłada “nieograniczone gwarancje państwowe” dla spółek PKP - sprzeczne z wytyczną Unii Europejskiej. Wytyczna, nadmienił rząd, pochodzi z lipca 2008, a termin jej implementacji minął w lipcu 2010.
Związki uderzyły w dzwony: trzy główne spółki (IC, Cargo i PR) zbankrutują na mur, 60 tys. ludzi zostanie bez pracy, a 62% pasażerów kolei i 85% ładunków - bez pociągów. Sejmowa komisja uznała zgodnie, że wytyczna UE nas nie obowiązuje i likwidować "nieograniczonych gwarancji" nie trzeba. Spodobała się też posłom ekspertyza sejmowa, iż co prawda gwarancje znieść trzeba, ale nie z mocy "wytycznej" (dokładnie: komunikatu KE), lecz wprost z mocy Traktatu Lizbońskiego. Spodobała, bo ekspert nie podał terminu, w jakim polskie prawo miałoby wymóg spełnić.
Komisja wnosi o odrzucenie projektu rządu w I czytaniu. Jeśli wygra - po sprawie. Jeśli Sejm nie zgodzi się z tym wnioskiem, komisja będzie musiała siąść do pracy nad projektem. Ale jakbyż miała zdążyć przed końcem kadencji? Regulamin nie określa żadnych terminów. Precyzuje tylko, ile czasu można mówić podczas sejmowej debaty.
