Krzysztof Leski Krzysztof Leski
52
BLOG

W kampanii 2 = 3

Krzysztof Leski Krzysztof Leski Polityka Obserwuj notkę 94

Na makrogospopdarce i budżecie zna się w s24 każdy, a zwolennicy PiS są w tej sferze szczególnie aktywni. Rok temu oskarżali rząd o zdradę narodową, gdy w obliczu kryzysu odmawiał zaciągnięcia nowych kredytów na wsparcie wszystkiego, co się rusza. W tym roku oskarżają rząd o zdradę, bo zadłużenie szybko rośnie (co zresztą jest prawdą). Dowodzą też, że za rządów PiSu deficyt był cudownie niski - w kilku postach znalazła się nawet teza, że zadłużenie \wówczasmalało.

Tylko tejk wiosny czytałem w s24 około stu takich postów. Charakterystyczne, że wszystkie abstrahowały od czegoś, czego od wartości deficytu oddzielić nie można: od wzrostu PKB w danym roku. Nie jest sztuką obniżać deficyt, gdy PKB rośnie niemal o 7% rocznie, a przychody budżetu są wyższe od prognoz. W mijającej dekadzie skandalicznie poczynały sobie rządy SLD: w drugiej połowie kadencji lewicy gospodarka odczuła efekty wejścia do UE i otwarcia rynku, PKB jął piąć się w górę, ale zapatrzeni w nadchodzące wybory postkomuniści wciąż... zwiększali deficyt. PiS przejęło gospodarkę szybko rosnącą i można się tylko spierać, czy wystarczająco tę szansę wykorzystało. Platforma w pierwszym roku rządów wpadła na światowy kryzys finansowy i o deficycie 2009 można powiedzieć tylko to, że był zaskakująco niski. O tegorocznym - już niekoniecznie.

Zadajmy sobie teraz pytanie, co konkretnego zrobiły kolejne rządy, by deficyt zmniejszyć? Odpowiedź jest prosta: NIC. Zajmowanie się kosmetycznymi oszczędnościami Hausnera (2004-2005), Gilowskliej (2007), Nowaka (2008) nie ma sensu, bo nie mówimy o kwotach rzędu miliarda złotych, lecz o dziesiątkach miliardów. Co prawda PO zdołała przepchnąć jedną ustawę dającą oszczędności w dużej skali - pomostówki - ale na skutki poczekać trzeba jeszcze długo. Dla dzisiejszego budżetu rzecz jest właściwie bez znaczenia.

Niestety można wskazać szereg rzeczy, które rządy uczyniły, by deficyt zwiększyć. W niektórych przypadkach o dość grube miliardy, choć nie są to rzeczy w pojedynkę budżet rujnujące. Zarówno SLD, jak i PiS rzutami na taśmę w ostatnich tygodniach urzędowania przedłużały obowiązywanie przywilejów emerytalnych. PiS na trzy tygodnie przed wyborami 2007 drastycznie podwyższyło waloryzację emerytur, co w 2008 kosztować miało ok. 3 mld zł, a potem z każdym rokiem więcej.

Gwoli ścisłości, działaniami znacznie podwyższającymi deficyt były też ustawy z kadencji PiS - o obniżkach składki rentowej i PITu. Pierwszy etap tej pierwszej obniżki wszedł w życie 1 lipca 2007, druga obniżka obowiązuje od 1 stycznia 2009. Budżetowe skutki spadły więc w całości na PO. Oczywiście w tym wypadku nie chodzi o zwykłe rozdawnictwo kasy, lecz o posunięcia prorozwojowe, które powinny z czasem przyczynić się do wzrostu PKB, a zatem zrazu deficyt zwiększają, ale dają nadzieję na jego ograniczenie. PKB i dzieje jego wzrostu to jednak osobny temat - o tym w innym poście. Może dziś.

Na zakończenie złośliwie polecam dzisiejszy post sgosi, która wstęp poświęciła deficytowi. Oprócz wszystkich wad wspólnych dla kategorii, ten post zawiera jeszcze ciekawostkę: aby wzmocnić tezę o cudownych skutkach rządów PiSu, sgosia doliczyła się aż trzech pełnych lat ich urzędowania i przypisuje im całość "zasług" za kwoty deficytu w 2005, 2006 i 2007. W tym pierwszym roku gabinet PiS objął władzę... 31 października. W sumie oba gabinety PiS sprawowały władzę przez dwa lata i dwa tygodnie. Gdy kampania tego wymaga, 2=3.

PS. Tutaj moja pierwsza krótka refleksja w sprawie lubczasopism - z punktu widzenia ideolo i techno.

Salonowa lista prezentów Bawcie się dobrze ChęP: -3/6   ChęK: -3/6   ChęS: -3/6 . Półbojkotuję "lubczasopisma" Baby od chłopa nie odróżniacie! Protestuję przeciwko brakowi Freemana

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka