Krzysztof Leski Krzysztof Leski
62
BLOG

It's a large car

Krzysztof Leski Krzysztof Leski Polityka Obserwuj notkę 41

W tym sensacyjnym poście ujawnię fakt dotąd nieznany. Dotyczy jednej z najbardziej dziś znanych par w Polsce - ON kandyduje na kandydata na prezydenta, ONA świeżo chwaliła Baracka Obamę za olanie Eurunii. Jedna z dzisiejszych gazet cytuje moją opowiastkę o tym, jak to byłem świadkiem, a może akuszerem narodzin związku Ann Applebaum i Radka Sikorskiego.

Było to w 1989, gdyśmy wybrali się w trójkę, by wdrapać się na upadający mur berliński. Samo w sobie to nie nowość: pisałem o tym 3 lata temu w s24, w zeszłym roku opowiadałem jakiejś gazecie. Przemilczałem jednak szczegół dla mnie mało chwalebny, ale dla losów owej pary istotny. Postanowiliśmy pojechać z Warszawy do Berlina autem nowo nabytym przez Ann w Polsce za bodajże 9 tys. bagsów. Zwało się daihatsu charade. Miałem prowadzić.

- Careful, Chris, it's a large car - rzekła Ann wręczając mi kluczyki. Ann od paru już lat bawiła w Europie, wychowała się jednak w USA. Słowa "large car" mogły brzmieć w jej ustach dziwnie, gdyż mowa była o aucie długości... 368 cm.

Ann poniekąd wiedziała jednak, co mówi. Byłem wtedy dumnym posiadaczem fiata 126p, 650 ccm, rocznik 1986, żółtego (może był to modny wtedy yellow bahama). Trafił mi się z gaźnikiem fabrycznie ustawionym tak, że palił w trasie 4 l/100 km (przy 65 km/h i z taką prędkością jeździłem). Za to rozwijał chyba mniej niż 20 KM i na płaskim nie chciał jechać więcej niż 85 km/h.

Za kierownicą Charade poczułem się jak gość. Dłuższe od malucha o ponad pół metra, szerokie, że prawą ręką do prawych drzwi nie sięgniesz, wydało mi się krążownikiem. Ważyło jednak niewiele więcej od malucha (800 vs. 600 kg), a niespełna litrowy turbodieselek dawał 50 KM i 90 Nm. Torpeda!

Państwo z tyłu trochę flitrowali, trochę drzemali, więc nieco się nudziłem, a jechaliśmy nocą. Bodajże do Trzciela wjechałem nieco za szybko (fotoradarów nie było, ech, czasy...) i nagle poczułem, że nie zmieszczę się na zakręcie. Nie ma rady, dałem kuksańca hamulcowi, po czym wziąłem zakręt z lekkim piskiem. Ann ocknęła się.

- What was that? - zapytała i wiedziałem, że jest naprawdę zaniepokojona. Ann była produktem amerykańskiej szkoły jazdy: wlecz się razem z innymi.

Odmkruknąłem, że to pijak wylazł na drogę, co Ann uspokoiło. Przez kilka kilometrów czułem, że monitoruje mój styl jazdy, potem zasnęła. Na granicy obudzili się oboje i na autostradzie w Niemczech spokojnie coś pomrukiwali.

Gdybym przyznał wówczas, że przeszarżowałem o głupie 15 km/h w ocenie prędkości podróży przez miejscowość Trzciel, Ann zapewne do końca kontrolowałaby sytuację lub nawet postanowiła prowadzić sama. Kto wie, czy wówczas ta podróż skończyłaby się małżeństwem. Kto wie, czy Radek kandydowałby dziś na kandydata..

PS. Poprzedni pościk także motoryzacyjno-polityczny, polecam :)

PS2. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn admini wsadzili ten post do kategorii "Podróże, wspomnienia". Cóż za absurd.

Salonowa lista prezentów Bawcie się dobrze ChęP: -3/6   ChęK: -3/6   ChęS: -3/6 . Półbojkotuję "lubczasopisma" Baby od chłopa nie odróżniacie! Protestuję przeciwko brakowi Freemana

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka