Dyskusja z salonową większością nie jest możliwa. Salonowa większość wie lepiej i nie przekonają jej żadne argumenty. Gdy skrytykowałem uchwałę lustracyjną z 1992, tradycyjnie dowiedziałem się, kim jestem. Bo salonowa większość uznaje tylko argumenty ad personam.
Dziś zatem przedstawię tę uchwałę wyłącznie oczami ówczesnego premiera. Parę lat później m.in. w wywiadzie dla TVP i w książce "Prosto w oczy" (wywiad-rzeka Ewy Polak-Pałkiewicz) Jan Olszewski tak mówił o uchwale Sejmu i o hipotezie, jakoby podjęto ją w uzgodnieniu z jego rządem:
Spektakularnie kompromitująca (...) fatalna w swej konstrukcji i o nieracjonalnej formule (...) Trudno sobie wyobrazić inspirowanie przez nas uchwały o treści tak zupełnie idiotycznej (...) W takiej formie wykonać lustracji nie było można (...) Gdyby inspiratorem tej uchwały był sam Macierewicz, to bym powiedział, że po prostu był samobójcą (...) To naprawdę była uchwała bardzo niewygodna w tym momencie dla rządu.
Olszewski jasno stwierdził też, że uchwała była niewykonalna, bo żądała ujawnienia agentów, a MSW mogło co najwyżej udostępnić posłom zawartość archiwów nie wyrokując, co z nich wynika.
Tyle Jan Olszewski. Czy to możliwe, że nie ma racji? A jeśli tak, co go opętało? Chciał się komuś przypodobać? Adamowi Michnikowi? Proszę, wyjaśnijcie mi to równie jasno, jak to zrobiliście w moim przypadku.