Pan prezydent wycofał z Trybunału Konstytucyjnego dwie ustawy zaskarżone przez poprzednika. Wycofał i już. Media donoszą o tym bez egzaltacji ani refleksji. Nieliczni, tacy jak ja, mają kłopot. Albowiem konstytucja w art. 122 ust.2 stanowi jasno:
Prezydent Rzeczypospolitej podpisuje ustawę w ciągu 21 dni od dnia przedstawienia...
W kolejnych ustępach artykuł ten przewiduje, że zamiast złożenia podpisu prezydent może ustawę wysłać do Trybunału ("zaskarżyć") lub odesłać do Sejmu ("zawetować"). Jedno i drugie w terminie z ust.2. Czyżby po podjęciu którejś z tych decyzji urząd prezydenta RP pozostawał właścicielem losu ustawy? Czy istotnie może w każdej chwili uchylić decyzję i ustawę podpisać?
Oznaczałoby to, że przepis ust. 2 określający termin decyzji prezydenta to przepis pusty, który można dowolnie obchodzić. Nie jest tu istotne, że chodzi o decyzje dwóch różnych prezydentów - konstytucja nie zezwala na wyjątki. Decyzje, które Bronisłąw Komorowski dziś uchylił, Lech Kaczyński podejmował 6-8 miesięcy temu. Wtedy też mijały terminy prezydenckich decyzji określone w art. 122.2.
Jak sięgam pamięcią, precedens w RP był jeden, jeszcze pod rządzami poprzedniej konstytucji: Aleksander Kwaśniewski wycofał z Sejmu weto Lecha Wałęsy wobec nowelizacji ustawy o przejęciu przez państwo majątku byłej PZPR, by chronić interesy majątkowe SLD. Wycofał i podpisał. Dziś chodzi o dwie ustawy nieco mniej istotne, ale nie o czyjkolwiek interes tu chodzi, lecz o konstytucję. Mamy ją, czy nie?