Przed chwilą dotarłem do domu. Było nas ośmioro - znakomity skład, przeszliśmy całą planowaną trasę mniej więcej w zaplanowanym czasie i zapaliliśmy wszystkie świeczki, które zapalić planowaliśmy, tym, którym chcieliśmy je zapalić. Jeszcze płoną.
Nie kryję: trochę bolą mnie nogi. Zdaje się zresztą, że nie tylko mnie. Teraz położę się spać i wiem, że gdy wstanę, będzie znacznie gorzej. Ale ufam, że zdołam się dowlec do kompa, by napisać coś więcej i wrzucić parę zdjęć...