Ponad pięć godzin w samochodzie, w tym połowa w korkach. Nękały nas jeszcze po północy, na remontowanej trasie Lublin-Chełm. Wiedziałem, że będzie źle - ale nie sądziłem, że aż tak. Strach pomyśleć, jak będzie wyglądał nasz powrót - moja kochana K. upiera się, że wracamy w niedzielę po południu...
Spodziewałem się cichego, agroturystycznego miasteczka. Zastałem kurort. Krasnobród ocieka zamożnością. Imponujące domy, droga kolorowa kostka, rzeźbione ogrodzenia, tu i ówdzie marmury. W centrum knajpa na knajpie, obok jezioro, zatłoczone kąpielisko, deptak z knajpami, zjeżdżalnia wodna, wesołe miasteczko. Oraz wyciąg narciarski. Dopiero teraz opustoszało, bo leje.
Na szczęście wystarczy parę kroków w las i robi się pusto, bo po mokrej glinie kiepsko się chodzi na obcasach. A zaiste jest gdzie pochodzić.
Pod wieczór dopiero dopadła mnie wieść o śmierci Mariana Golińskiego. Gdy na szosie zginął Bronisław Geremek, czułem smutek, żal - ale nie złość. Lider demokratów spowodował wypadek, a nikomu poza sobą krzywdy nie zrobił.
W sytuacjach takich, jak ta wyłaniająca się z zeznań świadków w sprawie posła PiSu - przyznam się do brzydkiego uczucia, ale ufam, że część z was je podzieli. To złość i nawet nieomalże chęć zemsty. Chętnie przywróciłbym życie Golińskiemu kosztem życia owego zbiegłego bohatera z wyprzedzającej na oślep toyoty. Gdybym miał taką moc - i gdybym był pewny okoliczności wypadku - chyba bym z tej mocy skorzystał. Czyli - dokonałbym linczu. Jest coś ze mną nie tak?