Jest afera w mainstreamie, tak jak o to prosił FYM. Bardzo dobrze, choć w świetle wyjaśnień Jankesa sprawa wydaje się znacznie mniej poważna: Krzysztof Czuma słał maile prywatnie, a nie jako prawny pełnomocnik ojca. Tym bardziej nie pojmuję, czemu Igor się przejął: należało natychmiast upublicznić epitety, kompromitując nadawcę i wytrącając mu broń z ręki.
FYM wszakże, i wielu innych, nawołuje do walki z samą ideą, że ktoś może śmieć skarżyć blogera: "nie o katarynę chodzi". Sorry, nie lubię pospolitego ruszenia, a hasła zdolne takowe zmobilizować zwykle mnie niepokoją. A tu właśnie chodzi o katarynę. Znam jej post, oprotestowany przez Czumę jr., czytam niemal wszystkie jej inne posty. Często się z nią nie zgadzam, ale nie widzę żadnego nadużycia reguł, które uzasadniałoby pozew sądowy.
Tu chodzi o katarynę, a zarzuty wobec niej są durne. Bronię kataryny, śmieję się z tych zarzutów. Nie mogę natomiast zapewnić, że zawsze będę bronić blogera, gdy oskarży go polityk. W s24 widuję posty, których bronić bym nie umiał i czasem się wręcz dziwię, że nie zostały zaskarżone. Im większa zadyma wokół maili Czumy jr., tym głośniej będę powtarzał: "tak" dla kataryny, "nie" dla zasady blogerskiego immunitetu.
PS. Polecam seryjne dementi na stronie Czumów. Zdementowali już nawet to, co portal gazety "opublikował" jutro (16 maja). Jarecki, dzięki :)