Jakże naiwny byłem licząc, że za Łodzią pójdzie Kraków, że po poparciu Zdanowskiej PiS poprze i Kracika. Niechęć do tego ostatniego jest tak silna, że każe popierać SLD-owca, który - jak się nagle okazało - jednak "nieźle" rządzi pod Wawelem. Do wniosku takiego doszli ludzie tak różni, jak Tadeusz Jedynak i... Andrzej Duda.
Zaczęło się od drobnego nadużycia. Z poparciem Majchrowskiego wystąpili Bogdan Lis, Stefan Jurczak, Tadeusz Jedynak i kilku innych też znanych, przynajmniej w Krakowie, działaczy "S" z 1980. Nie, to nie nadużycie, choć dla mnie rozczarowanie. Nadużyciem była forma ogłoszenia tego poparcia, a zwłaszcza komunikat Majchrowskiego sugerujący, że stoi za nim pierwsza "S" en bloc. Trudno się dziwić szybkiej kontrze: Jan Ciesielski, Stanisław Handzlik, Józef Lassota, Barbara Niemiec, Edward Nowak i pięcioro innych ogłosiło, iż Majchrowskiego nie popierają.
W ten bałagan wkroczył Duda, człowiek Lecha Kaczyńskiego, by rozdysponować swoje głosy z I tury. Szalenie stanowczo wykluczył poparcie Kracika - człowieka "Solidarności" od pierwszych dni jej istnienia. O Majchrowskim zaś powiedział, że "ma pewne osiągnięcia". Konkludując "pozostawił decyzję swoim wyborcom" i zaapelował, by masowo poszli w niedzielę do urn. Nie po to, by oddać głos na Kracika - zatem po to, by dać krzyżyk Majchrowskiemu lub wrzucić kartkę nieważną.
Szkoda. Biedny Kraków.