Pokaż mi swoje prezenty, a powiem Ci, kim jesteś... Pewnie jesteś już bardzo dorosłym salonowiczem, masz dwa, trzy, a może nawet cztery krzyżyki. Czy wstydzisz się, że wciąż dostajesz prezenty? Ja mam więcej krzyżyków i się nie wstydzę. Samego faktu. Bo to, CO dostałem, może zastanawiać...
Od mej najdroższej Mateczki dostałem książkę. Najchętniej tu postawiłbym kropkę i zrobił akapit. Tytułu nie przytoczę, mowy nie ma. Zdradzę jednak, że na okładce jest logo: "Centrum Edukacji Dziecięcej".
Mateczka plątała się potem w zeznaniach. Bąkała coś, że to rzecz do czytania razem z synem. Pod choinką książka leżała jednak jako prezent jednoosobowy - dla mnie i tylko dla mnie, choć od dawna jest u nas w rodzinie miły obyczaj wręczania prezentów adresowanych zbiorowo.
Od mojej kochanej K. dostałem torebkę. Co? Torebkę. Czego nie rozumiesz? Napiszę powoli: to-reb-kę. Moja kochana K. tonem jak zwykle pełnym owej absolutnej pewności siebie wyjaśniała, że gadżet ów znalazła w dziale męskim, jest to więc chlebak, a nie torebka, poza tym znakomicie pasuje do innego prezentu - istotnie ślicznego pulowerka, którego odtąd nie zdejmuję i sądzę, że będę dziś w nim spał. Ale bez torebki.
Natomiast moje kochane dzieci sprezentowały mojej kochanej K. i mnie... ruletkę. Drinkową ruletkę, ang. drinking roulette. Z lekko szelmowskim uśmiechem, udając, że świetnie rozumieją, o co chodzi, oznajmiły: "żebyście mieli co robić na tych waszych imprezach".
Pokazałem wam moje prezenty. I bez tego usłyszałbym, kim jestem. Myślę, że ruletkę możemy nawet przetestować przy najbliższej okazji w szerszym, blogerskim gronie. Na razie ruletką zainteresowały się koty i - jak widać - zdążyły już nawet zachachmęcić jeden kieliszek.
Komentarze