I jak tu z wami gadać o polityce? Nie da się nawet o urzędniczym głupstwie komórkowym, bo zaraz chcecie ustalać, czy Lech Kaczyński zawinił, czy Bronisław Komorowski. Co za różnica? Czy ta wiedza jest niezbędna, by móc się szczerze pośmiać z urzędnika? Mnie nie. Części z was - najwyraźniej tak.
Zatem chwiliwo nie o polityce, nie o nagłym przypływie świadomości w Platformie, że Palikot jest jednak nie ok (szkoda, że nie przed wyborami). Mam większe zmartwienia: pół dnia rajdowałem po mieście, by rozwieźć córy podania do liceców w ramach dodatkowej rekrutacji. Bo córze się coś pomerdało, ale musiała przecież sobie nad morze pojechać. Tata załatwi.
Niby wakacje, ale korków kupa, więc wróciłem zły i pałający chęcią zemsty. Okazja nadarzyła się szybko. Młody przyszedł, by opowiedzieć mi o znalezionym właśnie w necie "genialnym programie do tworzenia map".
- Strasznie jest skomplikowany, wszystko mu trzeba podać, kupę liczb, wysokość terenu, nachylenie, kąt padania światła słonecznego, a potem klikasz "renderuj" i za chwilę widzisz taki piękny krajobraz, że nawet nie masz pojęcia!
Poczułem, że to jest to, na co czekałem. Zrobiłem mądrą minę i zapytałem:
- A wiesz, co ludzie robili kiedyś, żeby uzyskać ten sam efekt?
- No, co? - zapytał wyraźnie zainteresowany Młody.
- Szli na spacer.
Efekt był łartwy do przewidzenia. Takie grepsy strasznie Młodego wkurzają.