No, może niezupełnie: nie rozumiem jednego - czemu wtedy nie powiedziałeś, że Cię szantażowano groźbą rozbicia rodziny i że podpisałeś zobowiązanie. Resztę rozumiem. Nie potępiam. Wierzę, że nikomu nie zaszkodziłeś. A wiem, że mógłbyś.
Michał Boni, kandydat do rządu Donalda Tuska, ogłosił, że uległ w stanie wojennym szantażowi SB i podpisał zobowiązanie do współpracy. Dodał, że dziś, zrzucając z siebie ten ciężar, cieszy się: Mimo, że część z państwa będzie się śmiała ze mnie, drwiła, pogardzała - tymi słowy zwrócił się do dziennikarzy. I wiedział, co mówi.
Każde kolejne takie wyznanie budzi od paru lat już jedno: nie refleksję nad metodami SB, nie próbę zrozumienia tamtych czasów, lecz pogardliwą konstatację: następny, który nikomu nie zaszkodził. A mówią to różni ludzie, także ci, którzy nigdy się niem zastanowią, jak sami postąpiliby w podobnej sytuacji.
Szkoda słów. Aczkolwiek lepiej, by Michał do struktur rządu teraz nie wchodził. Wiem, że to brutalna prawda, ale niestety prawda.
Komentarze