Łódzki sztab SLD świętuje od trzech godzin. O 18.00 twierdził, że frekwencja sięgnęła 20%, czyli o punkt przekroczyła wymaganą, by referendum nad odwołaniem prezydenta miasta było ważne. Po zamknięciu lokali głosił zrazu, że jest 22%, potem - że 24%. Ze sztabu PO płyną podobne informacje.
Ja łudzę się jeszcze, że dane nie są dokładne. Innego ratunku nie ma, bo wśród głosujących zapewne wyraźna większość poprze odwołanie Jerzego Kropiwnickiego. Żałuję, bo w przeciwieństwie do przypadków Olsztyna i Częstochowy - w sprawie Łodzi mam zdanie: miasto było nieźle zarządzane.
Do sondaży zawsze podchodzę superostrożnie, ale nie twierdzę, że nic z nich nie wynika. Od kilku miesięcy był Kropiwnicki chyba najmniej popularnym prezydentem wśród wielkich miast polskich - poparcie dla niego deklarowała mniej niż 1/5 Łodzian. Zarazem 2/3 twierdziły, że żyje się w mieście coraz lepiej. A Kropiwnicki rządzi, przypomnę, od 2002.
Na poczesnym miejscu zarzutów SLD jest zastój komunikacyjny. To prawda, że w tej dekadzie mało było w Łodzi dużych inwestycji, ale nie sądzę, by Łódź znacznie odbiegała od średniej krajowej. Miasta polskie są biedne, o wrażeniu mieszkańców decydują głównie inwestycje centralne. W Krakowie niejaki Majchrowski zarabia na tym, że budżet od dekady szybko otacza miasto obwodnicami. W Łodzi budżet centralny skupił się na węźle autostradowym, z którego samo miasto pożytek ma niewielki.W tajniki finansowania inwestycji wyborcy wszakże nie wnikają. Rozglądają się wokół i głosują.
A rozglądając się - widzieli śnieg. To nic, że nie uprzątnęło go żadne miasto, bo przy tak ostrych opadach nie ma to sensu. Jeśli Jerzy Kropiwnicki przegrał, to śmiem twierdzić, że głównie z powodu śniegu. I może słynnej fontanny za 7 czy też 16 mln. Oto zarzuty godne referendum w niemal milionowym mieście. Hucpa ostro wkracza do polityki lokalnej.
Komentarze