Jeszcze doba i parę godzin. Kończy się rok, który wspominać będę niechętnie. Tak jak z niechęcią myślę o górze naczyń w kuchni, do której sprzątnięcia Myszactwo się nie pali, choć jest 99% tej góry twórcą. Spróbuję sam siebie przekonać teraz, że tylko takie mam dziś problemy.
Córa ma 15. Lat, żeby była jasność. Ostatnio bowiem twierdzi, że nie może żyć bez pewnej potrawy z kategorii "4+" - od czwartego... miesiąca życia w górę. To kaszka ryżowo-malinowa pewnej znanej firmy (oczywiście ta i tylko ta). Tania nie jest, ale koszty bezpośrednie to jeszcze nawet nie ćwierć biedy.
Córa upiera się., by mleko do kaszki gotować. Spaliła już niemal wszystkie garnki, a nawet jedną głęboką patelnię. Ale to jeszcze nic: mleko kipiało tyle razy, że płyta indukcyjna jest praktycznie do wymiany.
Gdy już mleczko zagotowane, a kaszka gotowa, przypalony garnek z resztą mleka zostaje oczywiście na wierzchu, dopóki sam go nie sprzątnę. Zwykle jednak Gizmo jest pierwszy. Stary, a głupi - mimo ponad 12 lat nie wie, że koty laktozy nie trawią. Rude młodziutkie, a wiedzą i do mleka się nie palą.
Gdy Gizmo się napije, chodzi po domu i zabawnie hałasuje żołądkiem. Mniej zabawnie robi się, gdy Gizmo większość zawartości żołądka zwraca. Przodem albo tyłem, ale w podobnej konsystencji i robiąc podobny bałagan.
Kaszka z mleczkiem. Młody (13) brudzi też nieźle, bo niemal wszystko jada z majonezem. Dziś wymógł na mnie kupno zestawu małych petard - takich teoretycznie dla dzieci - i jutro wybiera się z qmplem na świętowanie Nowego Roku "na osiedlu". Córa idzie do qmpeli na domówkę, a stroi się i maluje już od dziś. Ja będę siedział w domu i starał się nie myśleć o tym, co oni tam robią. A co planują w Sylwestra wasze latorośle?
